Libra79 Libra79
454
BLOG

Cień dawnego geniuszu

Libra79 Libra79 Kultura Obserwuj notkę 0

Był sobie dzień, gdy Tim Burton spojrzał na plakat kolejnej części „Zmierzchu” i pozazdrościł. Za zazdrością mężnie człapała chęć wykorzystania popularności jaką cieszą się teraz wampiry. Ów dziwny orszak leniwie zamykała wena twórcza. Chwilę później reżyser przypomniał sobie o pewnym starym serialu. „Mam pomysł na film!”, zakrzyknął nagle Burton, „Umieszczę w nim wampiry, magię i odwieczną miłość… A co mi tam, dorzucę jeszcze wilkołaka.”. Jak zapowiedział, tak też uczynił i w maju tego roku widzowie mieli okazję skosztować owocu tej jakże wytężonej pracy. 

O fabule nie ma sensu zanadto się rozpisywać. Ot, kolejna już historia o zakochanym wampirze, zemście i miłości silniejszej niż śmierć. A wszystko to polane sosem burtonowskiej makabry i charakterystycznego dla tego reżysera poczucia humoru. Przyjemność płynąca z poznawania opowiadanej w filmie historii zbyt duża nie jest, ale ważne, że jest. Na szczęście „Mrocznym cieniom” bliżej do wcześniejszych filmów Burtona, niż do koszmarnej „Alicji”. Mam nadzieję, że nadchodzący „Frankenweenie” podtrzyma tę wzrostową tendencję. Póki co burtonowskie animacje nie zawodziły, więc nadzieja na dobry film nie jest płonna.

Pozytywnie, a nawet bardzo pozytywnie, na odbiór obrazu wpływa Eva Green, tym razem w wersji blonde bitch. Nie wiem czy to było celowe zagranie Burtona (podejrzewam jednak, że nie), ale zdecydowanie większe współczucie znalazłem dla granej przez Green wyrachowanej, kochającej zaborczą miłością wiedźmy, aniżeli do jej ofiar. Być może wynika to z faktu, że odtrącona i poniżona Angelique w porównaniu z kontrkandydatką do serca Barnabasa (Depp), Victorią (w tej roli Bella Heathcote), była znacznie bardziej wyrazista, a jej urok nie polegał tylko na permanentnym wytrzeszczu oczu.

Poza grą Michelle Pfeiffer, Christophera Lee i oczywiście wspomnianej wcześniej Evy Green, wyczyny pozostałych aktorów raczej nie zachwycają. Depp pozostał Deppem, po Helenie Bonham Carter nie widać by włożyła za dużo serca do gry, a reszta aktorskiej ekipy dzielenie stara się by nie przyćmić swą grą głównych gwiazd tego widowiska. 

Czymże byłby film bez morału? W „Mrocznych cieniach” obok standartowych pouczeń (co cię nie zabije to cię wzmocni, przypomnienie o wartościach rodzinnych i o miłości, która musi być czymś naturalnym, a nie wymuszonym) znalazło się też miejsce i dla tych bardziej niecodziennych (nie zadzieraj z wiedźmą bo możesz źle skończyć).

„Mroczne cienie” nie są złym filmem, ale wybitnym dziełem też bym ich nie nazwał. Idealnie nadają się do roli barwnej odskoczni od spraw codziennych i bardziej wymagających dzieł. Fanom twórczości Burtona i fankom Deppa polecam, reszta może sobie odpuścić.

Pozdrawiam

Libra79

Libra79
O mnie Libra79

Miłośnik szeroko pojmowanej fantastyki, maruda i samozwańczy politolog.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura